4.3.11

[019] Czarownice z Salem Falls


Jack St.Bride- przystojny, a oprócz tego niemalże wszystkowiedzący, nie potrzebuje od życia niczego. Uczy historii w szkole dla dziewcząt  oraz pełni funkcję ich trenera  i  jest lubiany przez swoje uczennice.
Jedna z nich przywiązuje się do niego za bardzo. Jest nią Catherine Marsh, która odkrywając niesprawiedliwość chłopców, którzy z nią zrywają, próbuje skorzystać z dobroci nauczyciela. Romans snuje jedynie w marzeniach, a jednak dla Jacka kończy się to tragicznie.
Po uwolnieniu z więzienia Jack nie potrafi znaleźć sobie miejsca na świecie. Postanawia się osiedlić w miejscowości Salem Falls, gdzie już pierwszego dnia spotyka Addie, kobietę na pozór dziwną i nie rozumianą przez innych mieszkańców miasteczka, która wciąż próbuje pogodzić się ze śmiercią swojej córki. Prowadzi restaurację, w której zatrudnia Jacka. Wkrótce ich losy się splatają. Jack, pomimo że nie spotyka się z tolerancją mieszkańców, ma perspektywę na spokojne, szczęśliwe życie u boku Addie. 
Gillian wraz z grupą przyjaciółek uprawia czary (albo przynajmniej tak się im wydaje). Pewnego dnia Gillian dowiaduje się o sabacie z nocy 30 Kwietnia na 1 Maja i postanawia go świętować na cmentarzu w Salem Falls. Do domu wraca z krzykiem, oskarżając Jacka St.Bride'a o gwałt... wkrótce zaczyna się burzliwy proces i walka Jacka o normalne życie.

Ostatnimi czasy Jodi Picoult stała się bardzo popularną autorką, a to z nie byle powodu- jedna książka i już czytelnik jest na stałe wciągnięty w jej świat, nawet jeśli nie jest to literatura najambitniejsza i zatacza się dookoła dokładnie tych samych schematów. Wiedząc o tym, że  idę utartą, zwiedzaną ścieżką, i tak stwierdziłam, że "Czarownice z Salem Falls" muszę przeczytać. Postanowiłam to tuż po ujrzeniu autorki na grzbiecie książki, chociaż jej opis nie podobał mi się wcale, nie wzbudzał takiego zainteresowania jak poprzednie książki. Gwałt? Czarownice- nastolatki? Naprawdę mieszane uczucia. Nazwisko zwyciężyło.
Co można powiedzieć o "Czarownicach..." prócz tego, że to typowa powieść Picoult? Dosyć długa, ale pędzi się przez nią jak wiatr. Lekka, pomimo że mamy do czynienia ze sprawiedliwością (a raczej jej brakiem) i ludzką krzywdą. Oczywiście od razu bohatera kochamy i wiemy, że jest niewinny, godny spokojnego bytu. Wiemy, że będzie szukał miłości swojego życia i ją odnajdzie, w czym gratulujemy mu już w pierwszym rozdziale. Akcja wartka, dużo dialogu, mało opisu- korzyść czytelnika. Potem odstawia się z satysfakcją, smutkiem, że już się skończyło.  Następnie faza zapomnienia, zazwyczaj wieloletnia. Możliwe, że książka zapomniana na całe życie.
Nie  mam nic przeciwko miłości. Naprawdę. Ale tutaj jest scenariusz codzienny, od razu wiadomo, że przecież będzie dobrze i oni są sobie przeznaczeni, a stawiane przeciwności losu na tym torze przeszkód są niczym. Czyżby autorka nie miała na tyle zdolności pisarskich, by nie było to po prostu oczywiste? Nie żądam nieszczęśliwych zakończeń czy wielkich kłótni, jedynie realizmu. Z resztą z wieloma wątkami potrafi poradzić sobie o wiele lepiej.
"Czarownice z Salem Falls" to kolejna powieść, w której przesiadujemy w sądach. Nie jest to bardzo nudne, nie jest też szczególnie ciekawe, ale lubię to, że Picoult nie pisze: "odbył się proces, został skazany na śmierć", bo to byłoby po prostu głupie. Starannie formułuje wypowiedzi adwokata i prokuratora, wyrażenia sędziego. To jedna z zalet książki. 
Bohaterowie podobali mi się, pomimo że wydawali się tacy sami, jak w poprzednich powieściach. Nie wiem dokładnie, co to było, bo wyglądali inaczej, mieli inne zajęcia. Charaktery pozostają nieustannie podobne.
 Addie okazała się być najciekawsza. Naprawdę bardzo jej współczułam, smutek za córką został pokazany dotkliwie- szczególnie w opisach pokoju dziewczynki, jej reakcji na to,  że Jack składa rzeczy dziewczynki do pudełek. Teraz kolej na Jacka- podczas czytania miałam wrażenie, że stoi i uśmiecha się do mnie. Nie wiem dlaczego. To, jak bardzo jest mądry i przystojny przebija się przez kartki, od razu wierzymy w jego niewinność, ale tą swoją anielskością nieźle irytuje! 
Za to Gillian wydaje się być stworzona po to, by jej nie lubić. Ja wolałabym większy obiektywizm, bo anioły i demony nie istnieją, dlatego też to nie może działać wiarygodnie w książkach.
 Poza tym nie mam nic do zarzucenia. Wiedziałam, że nie sięgam po najlepszą pisarkę w historii i myślę, że Picoult jak na przeciętną autorkę sobie znakomicie poradziła. Jeżeli stawiła sobie wyżej poprzeczkę, to już inna sprawa. W każdym razie książkę czytało się z prawdziwą przyjemnością- taką, że nie trzeba sobie jej odbierać przez szepczącą do ucha ambicję. Ja tymczasem szukam dalej. Oczywiście pod literą "P".


Zapomniałam w poprzedniej notce pochwalić się podsumowaniem Lutego, więc zrobię to teraz. Wyszło naprawdę nieźle- w styczniu "zwaliłam" ilość książek na ferie, ale drugich w lutym niestety nie było:) Tymczasem lepiej niż poprzednio- 29 przeczytanych książek (recenzji napisanych niestety trochę mniej), i to jakich! Po raz pierwszy czytałam Murakamiego,  Allende i Joyce'a, zanurzyłam się też w Dostojewskim, Flaubercie, Camusie. Był i Dickens czy Szekspir. Poza tamtymi autorami mniej szczytne tytuły. Wydaje mi się, że to mógł  być jeden z moich najlepszych czytelniczych miesięcy życia. I klepiąc się po plecach, sama sobie gratuluję...

7 komentarzy:

  1. Raczej nie sięgnę bo w takich powieściach nie gustuje,ale i tak: dobra recenzja :)
    Gratuluję tak dobrego miesiąca czytelniczego:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie miałam w łapkach jeszcze żadnej z jej książek, ale muszę to nadrobić i wyrobić sobie własną opinię

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam "Bez mojej zgody" i bardzo mi się podobało ;) Mam ochotę na kolejną powieść Picoult. Mimo to słyszałam wiele o schematyczności autorki, co Ty zdajesz się potwierdzać ;) Myślę jednak, że dawkowana w odtępach czasowych Piocult świetnie się sprawdzi, bo coś w jej powieściach mocno mnie przyciąga ;) Po "Czarownice..." zapewne sięgnę :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję tak wspaniałych wyników książkowych :)
    A jeśli chodzi o Jodi Picoult - od dawna mam zamiar przeczytać któryś z jej utworów. Zdaję sobie sprawę, że te książki nie są jakimiś dziełami sztuki. Po prostu muszę skosztować stylu autorki, którą wiele osób chwali.

    Co do happy endu, można powiedzieć, że zdarza się często w książkach. Nie lubię szablonowości, jednak wolę, żeby bohaterom żyło się dobrze, niżby mieli cierpieć. Myślę, że w najbliższym czasie będę czytać szczęśliwie zakończone książki, aby odrobić chwile, które przeżyłam w trakcie i po przeczytaniu "Niepełnych" Pawła Pollaka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam tylko jedną jej powieść, ale mam zamiar przeczytać wszystkie, więc i na tą przyjdzie pora :).

    Bilans wyszedł Ci rewelacyjny, gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Według mnie Picoult świetnie pisze i na pewno przeczytam jeszcze nie jedną jej książkę ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Heh, czytałam :) Ale przyznasz, że to drzewo pod którym był sabat było świetne? :) Książek przeczytanych przez ciebie jest ogromna ilość ;) Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń