22.1.11

[008] Marzenia i koszmary


"Wybór 25 znakomitych opowiadań mistrza grozy uzupełniony jego osobistym komentarzem, w którym autor wyjaśnia źródła swojej twórczej inspiracji. Stephen King w najwyższej pisarskiej formie! Dziennikarz poszukujący sensacyjnego tematu do reportażu natrafia na ślad pilota-wampira, którego zagadkowe pojawienia się na odległych od siebie lotniskach są zawsze zwiastunami kolejnych morderstw... Podstarzały nauczyciel poświęca siedem lat życia, by w bardzo niecodzienny sposób zemścić się na zabójcy swojej żony... W gabinecie detektywa Umneya zjawia się tajemniczy gość twierdząc, iż Umney jest jedynie tworem jego pisarskiej wyobraźni... Czterdzieści lat po śmierci Sherlocka Holmesa doktor Watson wspomina zagadkę morderstwa, którą rozwikłał szybciej od swego sławnego przyjaciela..."
To było moje pierwsze zetknięcie ze Stephenem Kingiem. Chociaż horror nigdy mnie nie interesował, poczułam się niemal zobligowana przeczytać przynajmniej jedną z jego książek- w końcu to mistrz tego gatunku. Nadarzyła się okazja sięgnąć po opowiadania, więc zabrałam się do czytania. Już od początku miałam wątpliwości, ale cierpliwie doczytałam do końca, chociaż trudno czytać książkę liczącą przy tym ponad 700 stron, gdy jest nieciekawa. 
Niech fani Stephena Kinga, których wydaje się być wiele, lepiej zamkną oczy, bo to będzie moja pierwsza negatywna recenzja w tym roku. Niemiło jest zawieść się na książce- tak jak każdy, wolę odkrywać nowe, mistrzowskie pozycje. A jednak negatywne wrażenie było, nie mogę temu zaprzeczyć.
Stephen King był zdumiewająco płytki. Nie potrafił mnie przestraszyć ani nawet pochłonąć, abym dopiero później zauważyła, że lektura nic mi pożytecznego nie przyniosła. Fabuła niektórych opowiadań owszem była ciekawa, niektóre mogłyby być interesujące, ale ten "mistrz" nie potrafi pisać. Podobny zawód spotkał mnie po czytaniu Browna (nawet nie potrafiłam skończyć jego książki). To, że coś jest bestsellerem, okazuje się nic nie znaczyć.
Na odwrocie okładki pisze: "Stephen King w najwyższej pisarskiej formie". Jeśli tak jest rzeczywiście, to aż strach pomyśleć, jakie są inne jego książki.
Postacie były nieciekawe, poza tym było mało  narracji pierwszoosobowej, do której mam sentyment. W języku jest suchość i nieoryginalność, która naprawdę przeszkadzała podczas czytania. Tutaj fabuła nie przechyla szali języka, który, przynajmniej moim zdaniem, jest fatalny.
Każda książka ma jakieś zalety ukryte pod powłoką wad. Tak było i w tym przypadku. Jedynym opowiadaniem, które szczerze mi się podobało, to "Ostatnia sprawa Umneya". Fabuła była naprawdę ciekawy i nic nie mogło go zepsuć. Pomysł o tym, że postać książkowa się pojawia, jest często wykorzystywany. Ale to, że pojawia się ktoś, kto utrzymuje, że ty jesteś jedynie częścią jakiejś książki...
King rozbawił mnie, zamiast przestraszyć. "Gryziszczęka" oraz "Palec" były zbyt zabawne, by chociaż trochę przestraszyć. To był horror nędzny, za to sporo w nim komedii.
Być może kiedyś jakaś z jego książek mnie zainteresuje i przeczytam, ale jak na razie jestem zniechęcona i wam także przynajmniej tej serii opowiadań nie polecam.

 

2 komentarze:

  1. Zgadzam się z Tobą, co do tego, że bestsellery czasem są nimi tylko w teorii. Cały świat może zachwycać się czymś, co Tobie się nie spodoba. Ale to jest właśnie najpiękniejsze - każdy z nas jest inny i ma prawo, a nawet powinien mieć swój wyimaginowany gust.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się podobała. I przestraszył Cię! Napisałaś, że strach pomyśleć, jakie są jego inne książki ;) Ha! A jednak ;) A gryziszczęka rzeczywiście zabawna :) Ale postaw się w gościa miejscu :) Takie stworzenie zabija na jego oczach - no dobra za nim ;P Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń